Akcja Sianie Piasku
Akcja Sianie piachu
28 kwiecień 2010 r. środa
W rolach głównych wystąpili:
1. ja
2. Taczka Tosia
3. Sztychówka – Suzan
4. Sito - sisi
Odgważdżanie dech
W poniedziałek i we wtorek tuż po kolacji, czekając na powrót Groszka z pracy, zabijałam czas gwoźdźmi tzn. ich wyciąganiem z desek, kołków i listew, które pozostały nam po rozbitych szalunkach. Do perfekcji opanowałam władanie łomem i młotkiem, a echo wybijanych gwoździ niosło się daleko i aż do całkowitego zachodu słońca (ok. 20:30). Dziś ostatecznie zakończyłam ten etap prac i o 11:00 został usunięty ostatni gwóźdź. Starannie poukładałam deski
i pozostałe kawałki drewna.
Żwirek i muchomorek
Po chwili na horyzoncie pojawiła się zielonkawy samochód ze żwirem. Bardzo miły pan kierowca, podjechał we wskazane miejsce i wykiprował zawartość naczepy, 10 kubików żwirku. Nie minęło pół godziny a już był z następnym załadunkiem, kolejne 10 kubików. Usypał już dwie ogromne pryzmy i z impetem ruszył po następne. Coś mi tu nie grało. Nie zamawialiśmy aż tyle. Szybko więc zadzwoniłam do Grzeska, żeby odwołał następne dostawy zanim zrobią nam z działki plaże. Udało się. W samą porę zadzwonił na betoniarnie.
28 kwiecień 2010r
Po obiedniej przerwie odszukałam w stodole sitko i wzięłam się za sianie piasku. To jak zabawa w dużej piaskownicy za pomocą dużych zabawek. Sęk w tym, że te zabawki były dla mnie nieco za ciężkie. Kiedy więc usiałam pierwsze taczki piasku okazało się, że nie dam rady ich nawet podnieść, a co dopiero nimi przejechać. Latałam więc z łopatą po fundamentach i szufelka po szufelce opróżniałam taczki. Sianie – zasypywanie, sianie, zasypywanie itd. I tak do samiutkiego wieczora. O 20:00. Zasypałam dokładnie całą instalacje wodno-kanalizacyjną. Nie ma więc obaw, że któregoś dnia ruła pęknie i zaatakuje nas wielka i śmierdząca KAC-KUPA J
Zawsze wierni towarzysze Gacek i Misiek nie odstępowali mnie ani na krok. Kiedy napełniałam toki żwirem, Gacuś krył się w cieniu fundamentów, ale jak tylko oddaliłam się od kupy żwiru, by porozsypywać usiany piasek, od razu wskakiwał w miejsce z którego wybierałam żwir, by tam choć przez chwilkę poleżeć sobie w zimnym i wilgotnym piaseczku. Jak widział, że zakładam powrotem sito na toki, bez żadnego sprzeciwu wyłaził z dziury, ustępując mi miejsca. I tak w kółko…
Koszt:
- 700 zł - 20 kubików żwiru



Niestety solidarność rzeczy martwych dokonała krwawej zemsty. Brutalnie potraktowała, przyczajonym w trawie gwoździem, Plutlusiowa stopę, która chwilowo odmówiła posłuszeństwa. Po zdezynfekowaniu dezodorantem „Indywidua Blue for him” ranna stopa, nie przestała boleć, ale przynajmniej znacznie ładniej pachła

Przez 5 godzin, w pocie czoła, dzielne chłopaki, siali spustoszenie po wewnętrznej stronie fundamentów, wyrywając deski, listwy i kołki. Dokonali niezłej demolki.
Prace związane z budową szalunków okazały się bardziej czasochłonne niż przypuszczaliśmy. Na domiar złego kiepska pogoda skutecznie utrudniała nam ich postęp, aż w końcu rzęsiście padający (w środę popołudniu) deszcz doprowadził do ich przerwania - przestój przez czwartek, piątek. W sobotę wróciliśmy do roboty ze zdwojoną siłą, zapałem i energią.
muszę po nich zamiatać. Janek z Piotrkiem wykopali dwa dołki na metr głębokości, pod fundament frontowych kolumn. Od tamtej pory, o tych kolumnach krążą po świecie legendy. O 14:30 szalunki były gotowe. W tym samym czasie, na horyzoncie pojawiła się gruszka z pompą, a
dostawki betonu. Na szczęście nikt z głodu nie zemdlał. A kiedy i ja zjadłam, już mniej szczęśliwa poszłam zapłacić panom zwijającym szteter, za beton. Nie łatwo było rozstać się z pokaźną, z trudem zaoszczędzoną kupką pieniążków. Jeden z betonowych panów
skomentował, że „pieniędzy i kobiet nigdy mu mało” i na odchodne mocno uścisnął mi dłoń. Aż zęby z bólu zacisnęłam, wcześniej oparzona schabowym dłoń i ręka, aż zaczęłam mi pulsować. Ale byłam kwarda, nie dałam po sobie poznać, że mnie zabolało.
Komentarze